0
Podróże z Jackami 13 września 2017 19:35
Wrzesień to bardzo dobra pora na poznanie jednej z wysp kanaryjskich – Lanzarote. Nie ma już takich tłumów, temperatura powietrza przyjemnie oscyluje między 25-28 stopni a woda jest nagrzana po kończącym się lecie. A co najważniejsze, ceny lotów i hoteli zaczynają spadać.

Na nasz dom wybrana została Playa Blanca, zlokalizowana na południu wyspy. Wypożyczyliśmy Opla Corsę w cenie 22 Euro za dzień. Na Lanzarote jest mnóstwo wypożyczali jednak my postawiliśmy na bardzo popularną lokalną firmę – Cabrera Medina. Samochód zarezerwowaliśmy jeszcze przed wylotem. Ciekawą i wygodną opcją jest to, że samochód możesz zostawić pod hotelem który wpiszesz podczas wypożyczania a dokumenty i kluczyki zostawiasz w recepcji w specjalnie zamkniętej kopercie. Cena benzyny oscyluje wokół 1,04 za litr, więc biedy nie ma. Uważam, że jest to najlepszy i niedrogi sposób na przeczesanie prawie wszystkich zakątków wulkanicznej Lanzarote.

Dla kogoś takiego jak ja, który wcześniej nie miał do czynienia z wyspami wulkanicznymi pierwsze wrażenie jest niejednoznaczne. Z jednej strony fascynuje cię widok za oknem a z drugiej jest trochę przygnębiający, ponieważ urlop z ciepłych krajach kojarzy nam się z palmami, kwiatami lub inną roślinnością. Natomiast Lanzarote funduje nam pola zastygłej szaro-czarnej lawy pozbawionej jakiejkolwiek roślinności. Gdzie nie gdzie pojawiają się pojedyncze krzewy i drzewa w otoczeniu białych domków. Dodam, że na Lanzarote dziewięćdziesiąt kilka procent budynków jest w kolorze białym co jest swego rodzaju wizytówką wyspy.



Pierwsze dwa dni naszego pobytu postanowiliśmy przeznaczyć na lenistwo i słoneczno-wodne kąpiele.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od południowo – zachodniej części wyspy. Na pierwszy ogień poszła Salinas de Janubio, czyli miejsce pozyskiwania soli w wód oceanu. Miejsce to można zwiedzać bezpłatnie codziennie od 7:00 do 14:30. Przy okazji warto zaopatrzyć się w zapas soli.



Charco Verde – jeziorko z morską wodą o unikatowej zielonej barwie. Swój kolor zawdzięcza gromadzącemu się na powierzchni planktonowi. W samym jeziorku nie wolno się kąpać ale obok mamy plaże z czarnym piaskiem gdzie możemy się trochę ochłodzić w tej nietypowej scenerii. Dla niezorientowanych dodam aby uważali na czarny piasek w słoneczny dzień, ponieważ można sobie nieźle poparzyć stopy jeśli nie mamy chociaż klapek.





Na zakończenie tego dnia pojechaliśmy zobaczyć Los Hervideros. Jest to miejsce w którym gorąca lawa dotarła do wód oceanu. W wyniku tego starcia powstały poszarpane klify poprzecinane tunelami i jaskiniami. Najlepsze widoki można tu zobaczyć podczas sztormu gdy fale w impetem wpływają do tuneli i jaskiń.





Kolejnego dnia udaliśmy się do największej atrakcji Lanzarote – Parku Narodowego Timanfaya, zwanego też „Górami Ognia”. W tym przypadku nieodzowny jest samochód ponieważ nie ma transportu publicznego, który mógłby nas tu przywieźć. W okresie letnim park jest czynny od 9:00 do 18:45 a bilety kupujemy przy wjeździe. Jeśli mamy zamiar zwiedzić większą liczbę atrakcji wyspy to proponowałbym wykupić karnet do sześciu głównych miejsc. Karnet (my płaciliśmy 30 Euro za dzioba) ma dwie główne zalety. Po pierwsze oszczędzamy trochę kasy a po drugie czas, ponieważ jeśli są kolejki to posiadacze karnetów są wpuszczani po za kolejnością. Dodam tylko, że karnet można kupić w każdej kasie zwiedzanych obiektów.

Wracając do Timanfaya to na teren parku wjeżdżamy samochodem ale główną jego część zwiedzamy już z autokarów w których puszczany jest komentarz w trzech językach (hiszpański, angielski, niemiecki). Dodatkowo z głośników leci dosyć ciekawa muzyka która potęguje niesamowite doznania wizualne. Jak dla mnie – czad!







Dla smakoszy polecam spróbowania dań z wulkanicznego grilla w restauracji El Diablo.



Musimy pamiętać, że pod Lanazarote wciąż płynie lawa i jest to wulkanicznie aktywy skrawek lądu. W ramach potwierdzenia tego faktu w ziemi są zrobione odwierty gdzie co jakich czas obsługa parku wlewa wodę, która po chwili wystrzeliwuje w postaci słupów pary.



Lanzarote tak mocno okaleczona przez siły natury musiała znaleźć dla siebie jakąś alternatywną ścieżkę rozwoju po za tradycyjnym rolnictwem. Okazało się że na takiej ziemi bardzo dobrze rośnie aloes i winogrona. A jak są winogrona to i jest wino. Winnice La Geria to bardzo nietypowy obszar uprawy winorośli. Każdy krzaczek posadzony jest w dołku z popiołem wulkanicznym i otoczony jest murem z kamieni wulkanicznych, czyli kawałkami lawy. Taka metoda uprawy zapewnia zatrzymywanie wody w glebie a murki osłaniają przed wiatrem który mógłby niepotrzebnie wysuszać krzaki. Próbowaliśmy takich winogron i są obłędnie słodkie.





Na wyspie jest mnóstwo mniejszych i większych przydomowych winiarni w których można popróbować ich win. My kupiliśmy kilka butelek które są na miejscu napełniane i korkowane. Ceny wahały się od 8 do 20 Euro za butlę.

Do tej pory nie wspomniałem o bardzo ważnej postaci, która miała kluczowy wpływ na to jak teraz wygląda Lanzarote – Cesara Menrique. Ten architekt i wizjoner zaprojektował najważniejsze obiekty na wyspie takie jak; Park Narodowy Timanfaya, jaskinie Cueva de los Verdes i Jameos del Aqua, punkt widokowy Mirador del Rio oraz Jardin de Cactus. Dlatego uważam, że są to obowiązkowe punkty do odwiedzenia. O Timanfaya pisałem wcześniej więc teraz może Jardin de Cactus, czyli ogród kaktusów. W naturalnej niecce stworzony został sporej wielkości ogród kaktusów które zostały tu sprowadzone z różnych części globu i zaadoptowały się w tym klimacie.











Jameos del Aqua jest to jaskinia umiejscowiona w jednym z najdłuższych powulkanicznych podziemnych tuneli. Wykorzystując ukształtowanie terenu wybudowano tam scenę z miejscem dla prawie 500 widzów, charakteryzującym się bardzo dobrą akustyką. W jaskini jest też naturalne jeziorko w krystaliczną wodą a przez otwór w skale wpada tam światło. Kawałek dalej znajduje się basen ze śnieżnobiałym dnem, który fajnie kontrastuje z ciemnymi skałami.





Cueva de los Verdes jest to ciąg jaskiń gdzie panuje stała 19 stopniowa temperatura. Ciekawe miejsce warte zwiedzenia. Do obejrzenia jest około kilometrowy odcinek zwiedzany w 20 osobowych grupach z przewodnikiem.



Kolejne dzieło Cesara Menrique to Mirador del Rio. Jest to punkt widokowy usytuowany na wysokości 400 metrów z którego roztacza się piękny widok na sąsiednią wysepkę La Graciosa. Aby tu się dostać trzeba mieć samochód ponieważ autobus publiczny przyjeżdża tu tylko raz dziennie.





La Graciosa jest położona około 2 km od północnych krańców Lanzarote. Dostać na nią się można promami (Biosfera Expres i Lineas Romero) wypływającymi z miejscowości Orzola. Cena biletu w dwie strony to 20 Euro. Ciekawostką może być to, że jest to jedyna zamieszkała wyspa w granicach Unii Europejskiej gdzie nie ma dróg asfaltowych. W odróżnieniu od swojej większej sąsiadki La Graciosa oferuje dużo piaszczystych plaż i jest stosunkowo płaska. Wybraliśmy się tam na cały dzień i szczerze wszystkim polecamy.





Na wyspie można wypożyczyć rower (czego ze względu na piach nie polecamy) lub wynająć terenową taksówkę. Dla spacerowiczów polecam wycieczki piesze.





Jeśli kogoś dopadnie głód to w porcie jest kilka knajpek z naprawdę dobrym jedzeniem. Nam przyszło się zmierzyć z naprawdę sporą paellą z rybami i owocami morza. Place lizać!.





Na początku relacji pisałem, że zdecydowana większość budynków jest biała. Świetnym przykładem jest Casa-Museo del Campesino (Dom-Muzeum Chłopa). Śieżno- białe mury oraz zielone okna , drzwi i krzesła wyglądają naprawdę ciekawie.







Kiedy odwiedzimy wszystkie opisane powyżej miejsca możemy a nawet powinniśmy udać się na plażę Papagayo która znajduje się w pobliżu miejscowości Playa Blanca. Tak naprawdę jest tam kilka plaż (Pozo, La Cruz, Mujeres) położonych blisko siebie potocznie nazywanych Papagayo. Wjazd samochodem kosztuje 3 Euro. Warto zwrócić uwagę na to, że dojazd jest po drogach szutrowych a w większości wypożyczalni taka jazda prowadzi do utraty ubezpieczenia. Więc jeśli na przykład złapiemy gumę lub wydarzy się coś bardziej przykrego to nie opowiadamy o tym głośno tylko staramy się dojechać lub dopchać auto do asfaltu .

Wracając do plaż to jest tu na wzgórzu sympatycznie umiejscowiona restauracja.



Jednak najważniejsze i najfajniejsze są same plaże.





Wszystko się kiedyś kończy i skończył się nasz wyjazd na Lanzarote. Wyspa którą przeczesałem tak dokładnie jak rzadko którą – no może podobnie zrobiłem na Korfu. Miejsce bardzo ciekawe i naprawdę oryginalne. Mam nadzieję, że choć trochę zachęciłem Was do odwiedzenia tej wyspy.

Na więcej relacji zapraszamy na; http://podrozezjackami.pl/ oraz na nasz profil na FB; https://www.facebook.com/podrozezjackami/
















Dodaj Komentarz